wtorek, 2 maja 2017

13. Szlak starych wiatrów

Sometimes I wish I could find my Rosemary Hill
I'd sit there and look at the deserted lakes and I'd sing
And every once in a while I'd sing a song for you
That would rise above the mountains and the stars and the sea
— First Aid Kit, The lion roar

Siedziała na błoniach, wpatrując się w nieruchomą taflę jeziora. Obejmowała ramionami kolana, bo było dość zimno; wiał przenikliwy wiatr. Pogrążyła się całkowicie w rozmyślaniach, próbując przetworzyć wydarzenia z ostatnich miesięcy.
James opowiedział jej o wszystkim, co się wydarzyło, odkąd straciła przytomność. I prawdę mówiąc, nie była zupełnie zaskoczona. Spodziewała się tego. Brakowało jej paru kawałków, żeby skończyć układankę, ale wyjaśnienia Gryfona pomogły jej w ułożeniu puzzli.
Kiedy znajdowała się pod władzą Martiny, nie czuła zupełnie nic. Jakby nie istniała. Jej ciało nie należało do niej, jej umysł też nie, a dusza siedziała przytłoczona i oszołomiona klątwą. Nie mogła nawet spróbować wyrwać się na wolność.
Dopiero wtedy, gdy Martina przeszła na drugą stronę i spotkała łanię… Dopiero wtedy wreszcie poczuła się wolna. I kompletna.
Teraz wreszcie jej dusza była cała, a Lily znowu sobą.
Martina również odzyskała ciało. Ruda nie wiedziała dokładnie, jakie czary-mary poczynili Dumbledore i Elias Eule, ale udało im się odczynić urok rzucony na słowika. Gryfoni szeptali tylko, że klątwę rzucił na nią Alexander. Dlaczego — chyba tylko Merlin jeden wie. Wkrótce po tym oboje się przyznali do popełnionych przestępstw, choć tylko w przypadku Alexandra było konieczne użycie veritaserum. Wizengamot skazał ich na pięćdziesiąt lat więzienia. Lily żałowała, że nie więcej.
Cóż, przynajmniej nikogo nie zabili.
Dorcas i Juliette wróciły do zdrowia dzięki specjalnemu eliksirowi przygotowanemu przez profesor Sprout i profesora Slughorna. Jeszcze do końca dnia miały zostać w skrzydle szpitalnym na obserwacji, dla pewności, że objawy choroby już nie wystąpią, ale nic im już nie było.
Przeklęty śpiew słowika wreszcie przestał rozbrzmiewać na błoniach i pustych korytarzach, więc Lily wreszcie spała spokojnie i bez koszmarów. Wreszcie mogła odpocząć w nocy.
Nie zauważyła, kiedy na jej ramiona spadła kurtka Jamesa. Ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała głos chłopaka:
— Jak tam? Dobrze się czujesz?
Uśmiechnęła się do niego ciepło, gdy siadał obok. Wziął jej dłoń w swoje, próbując ją trochę ogrzać.
— Tak, James. Dziękuję. — Przeniosła wzrok z powrotem na jezioro. — Wiesz, nigdy się nie spodziewałam, że to się tak skończy, że ta sprawa ze słowikiem była aż tak poważna… Nigdy się nie spodziewałam, że ktokolwiek mógłby chcieć mi odebrać duszę i ciało.
— Na szczęście ta bajka ma szczęśliwe zakończenie.
Pocałował jej dłoń, po czym objął Lily ramionami. Oparła się o jego klatkę piersiową, po raz pierwszy od dłuższego czasu czując się bezpiecznie. Nie musiała dłużej trzymać niczego w sekrecie, nie musiała się bać o swoje życie i duszę.
— Nie wszystkie bajki mają szczęśliwe zakończenie.
— Nasza ma. Lily, wyjdziesz za mnie?
Spojrzała na niego zaskoczona. W jego brązowych oczach nie znalazła ani śladu kpiny, tylko miłość i czułość. Wahała się tylko przez parę sekund. Przymknęła oczy, pochylając się, żeby pocałować chłopaka. Odwzajemnił pocałunek, ale wciąż czekał na odpowiedź i zaczynał się niecierpliwić.
— Tak, James — wyszeptała w przerwie na wzięcie oddechu. — Wyjdę za ciebie.
Ich bajka naprawdę miała szczęśliwe zakończenie.
Czyżby…?

*

20.01.16 — 23.04.17

Wooo… Whoa. Wreszcie dobrnęłam do samego końca.
Wiecie, to było chyba najbardziej kłopotliwe opowiadanie w całej mojej blogowej karierze. Pisałam czternaście części przez półtora roku! Chyba właśnie pobiłam jakiś swój rekord regularnego publikowania. No ale mniejsza o to… Jesteśmy tu po to, żeby świętować! Udało mi się skończyć kolejny tekst, z czego jestem naprawdę dumna! Przyznaję, że Łania w błękicie miała naprawdę dużo upadków (wzlotów było mało, eheh), parę razy zmieniałam koncepcję i usiłowałam jakoś to wszystko dopracować i złożyć do kupy. Nie było łatwo, zaliczyłam wiele artblocków, ucieczek weny i nienawiści do tego opowiadania, bo, wierzcie mi lub nie, nieskończone opowiadania wiszą nad człowiekiem jak widmo i nie pozwalają na zaczęcie kolejnej historii.
To by się zdecydowanie nie udało, gdyby nie Wy. Dziękuję za wszystkie komentarze, które dostałam, za całe wsparcie i słowa uznania, które mi daliście. Bez Was nie byłoby mnie tutaj.
Przygoda z Łanią naprawdę była dość dziwna. Uciekającą Łanię pisało mi się dość dobrze, szybko i gładko, choć tam też miałam parę poślizgów, ale Łania w błękicie była trudniejsza. Myślę też, że sporo trudności sprawił mi cięższy klimat, wiecie, cała ta atmosfera strachu i tajemnicy potrafi przytłoczyć nawet twórcę. Jestem jednak dumna, że udało mi się to dokończyć, bo mimo wszystko polubiłam fabułę. Mam też nadzieję, że Was nie zawiodłam i w jakiś sposób to opowiadanie spełniło Wasze oczekiwania, no i, przede wszystkim, że się dobrze bawiliście przy czytaniu. Dziękuję Wam za wszystkie wejścia, komentarze i obserwowanie historii niepokornej Lily Evans!
Jeśli chodzi o kontynuację… Szczerze mówiąc, po skończeniu Uciekającej Łani myślałam o napisaniu Trylogii Łani. Dwie części już są, trzecia… Może kiedyś będzie. Na pewno nie w najbliższym czasie, muszę odpocząć od Jilly, ale być może kiedyś to napiszę. Tym razem o Łani w czerwieni. Jeśli cokolwiek kiedykolwiek stworzę, zostawię tutaj link.
Ach, jeszcze jedno… Jak zwykle będę tworzyć pdfa. Nie wiem dokładnie, kiedy to się stanie, bo muszę to opowiadanie trochę poprawić (błędy i takie tam), ale mogę wysłać kopie na maila. Kto chce, może zostawić swój adres, odezwę się.
No i nie ukrywam, że będę wdzięczna za informację, kto dotarł do końca. Wystarczy mała kropeczka, jestem czy cokolwiek chcecie. Jestem po prostu ciekawa, czy ktoś dotrwał ze mną aż tutaj. ;)

*

Odwiedziliście Łanię 7 527 razy.
Czytaliście Łanię w Polsce, Francji, Włoszech, USA, Kenii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Korei Południowej i Rosji. (Nie wiem, na ile te statystyki są prawdziwe, a na ile to spam boty, ale brzmi śmiesznie :D).

*

Dla ciekawych zostawiam tekst wiersza, który mnie zainspirował do stworzenia dużej części fabuły. Korzystałam też z motywów z Alicji w Krainie Czarów. Chyba wszyscy się domyślamy, w którym miejscu.

Walther von del Vogelweide — Tandaradei

Under der linden an der heide,
dâ unser zweier bette was,
dâ mugt ir vinden
schône beide gebrochen bluomen unde gras.
vor dem walde in einem tal -
tandaradei!
schöne sanc die nachtigal.

Ich kam gegangen zuo der ouwe,
dô was mîn friedel komen ê.
da wart ich enpfangen hêre frouwe,
daz ich bin sælic iemer mê.
kuster mich? wol tûsenstunt!
tandaradei!
seht, wie rôt mir ist der munt.

Dô het er gemachet also riche
von bluomen eine bettestat.
des wird noch gelachet innecliche,
kumt iemen an daz selbe pfat.
bî den rôsen er wol mac 
tandaradei!
merken, wâ mirz houbet lac.

Daz er bî mir læge, wessez iemen,
 nu enwelle got  sô schamt ich mich.
wes er mit mir pflæge, niemer niemen
bevinde daz wan er unt ich
und ein kleinez vogellîn!
tandaradei!
daz mag wol getriuwe sîn.

Pod lipami na wrzosowiskach,
Gdzie stało nasze podwójne łóżko,
Nadal można je zobaczyć:
Połamane kwiaty i zduszoną trawę
Przed lasem w dolinie —
Tandaradei!
Jak pięknie śpiewał słowik!

Przybyłam na łąkę
Mój ukochany już tam był
i stałam się jego kobietą
— O, najświętsza Mario,
jak on uczynił mnie błogosławioną!
Czy on mnie pocałował? Tysięczny raz!
Tandaradei!
Zobacz, jak czerwone są usta moje…

Dał mi wiele miłości —
Zbudował łóżko z kwiatów;
Najpierw się tylko zaśmiał, bardzo kochany…
Niech komuś, kto na tym szlaku zjawi się któregoś dnia,
utkwi w pamięci, leżący na różach.
Tandaradei!

Że ze mną spał, niech wie ktoś
— na litość boską — wstydzę się…
Co on ze mną zrobił, nigdy
nikomu nie powiem, to zostanie między nami
i małym, ptasim jajeczkiem.
Tandaradei!
To pozostanie ukryte!

(Tłumaczenie moje. Może nie jest wysokich lotów, ale je lubię).

*

Jak zwykle nie znikam z Internetu.
Zostaję tu:


(I na paru innych opkach).

*

Do zobaczenia… kiedyś?
K a t j a

3 komentarze:

  1. Dobrze, że wszystko się szczęśliwie zakończyło.
    Teraz Lily i James mogą żyć spokojnie, Przynajmniej przez jakiś czas.

    Opowiadanie mi się podobało i cieszę się, że mogłam je przeczytać. Jak powstanie trzecia część to pewnie też tam zajrzę.

    Do zobaczenia na innych twoich blogach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tutaj również byłam.
    I o ile ta część jest dużo lepsza technicznie, o tyle napisana od dziwnej strony (pierwsza połowa rozdziałów w ogóle była niezrozumiała przez brak JAKICHKOLWIEK informacji i ostatecznie wyglądało to na bieganinę w tę i z powrotem; Lily gdzieś leci, James za nią, kocham, przepraszam, znowu gdzieś znika...) i jakby bez sensu. Po prologu obstawiałam raczej jakieś ciekawe wyjaśnienie, jak kończą Hogwart i rozpoczynają dorosłe życie, może cosik o wojnie i Voldemorcie. A tu nic. Szkoda, bo wiele osób pisze o szkolnych latach, a brakuje w sieci solidnie napisanego przejścia od Hogwartu do Doliny Godryka.
    Aaaale ja tu się chciałam tylko zameldować. Melduję: przeczytałam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam, że Ci się chciało to czytać, bo już minęło trochę czasu, odkąd napisałam obydwa opowiadania, i zdaję sobie sprawę z tego, że jest w nich sporo błędów. Chciałam poprawić pierwszą część, bo zdecydowanie na to zasługuje. Z tą częścią zasadniczo miałam problem, bo nie wyszła mi ona do końca tak, jak to zaplanowałam i zasadniczo nie powinno jej w ogóle być. Gdy ogarnę już poprawianie Uciekającej Łani, zabiorę się za trzecią część – bezpośrednią kontynuację pierwszej części – chciałabym, żeby skupiała się ona na historii Lily i Jamesa w Zakonie Feniksa, bo o tym jest bardzo, bardzo mało. Co z tego wyjdzie, jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że będzie lepiej niż jest obecnie. ;)

      Usuń